Znakomita nowojorska artystka Harriet Burden po wielu latach ignorowania jej prac, rekrutuje trzech młodych mężczyzn, aby zaprezentowali jej dzieła jako swoje własne. Wywołuje tym samym skandal w nowojorskim świecie sztuki – kiedy wystawy odnoszą spektakularny sukces, Harriet ujawnia się jako ich autorka, ale jeden z wynajętych przez nią artystów, Rune, wszystkiemu zaprzecza. Krytycy stają po stronie Rune’a, a on sam rozpoczyna pełną napięcia grę z Harriet Burden – grę, która kończy się jego śmiercią w tajemniczych okolicznościach...
Niebywała powieść... Ale po kolei. Sięgnęłam po tą powieść jakoś z odruchy, oglądam obwolutę, czytam okładkę i widzę, że autorką jest nie kto inny jak żona mojego wspaniałego pisarza Paula Austera (p. Siri). I to już było haczykiem na mnie, który potem mnie już trzymał co końca, by przy ostatniej stronie powieści zawiesić kilka centymetrów nad ziemią. W zadumie. W smutku jakimś nieokreślonym. W ciszy... Harriet Burden,
(...)bohaterka tej powieści, całe życie była żoną swego męża, bogatego człowieka, marszanda, znawcy sztuki i dzieł wszelakich. I nagle zostaje wdową. Sama, otulona kokonem tęsknoty i żałoby postanawia - jako artystka, praktykująca od lat, zawsze tworząca - stworzyć jego postaci. Małe, duże manekiny, które osadza na różnego typu instalacjach, a te nawet ogrzewają sylwetki pseudo-męża. I nagle jego osoba jest wszędzie. Na kanapie, na stole, na półce. Ogrzane korpusy, do których można się przytulić i poczuć...bliskość. Coś na miarę synonimu osoby, której nie ma, a która odeszła za wcześnie... Dzieci, dorosłe, racjonalne, czasem zimne w obyciu, negują zachowanie matki uznając ją za dziwaczkę, za outsiderkę, lecz niebywałe jest to, że zarówno wnuczka jak i obcy przewijający się przez dom Harriet są zachwyceni tymi instalacjami. Wnuczka przytula się się do dziadka, gada do niego, a sama Harriet dzięki nim nie czuje się już samotna. Odzyskuje wigor, choć w głowie kłębi się jej wiele zdań, analiz, wspomnień. Wraca życie, które z każdym dniem mija przechodząc do przeszłości. I trzy przygotowane przez siebie instalacje Harriet – za zgodą trzech młodych, nieznanych wcześniej artystów mężczyzn – jako ich dzieła. Nie odsłania siebie jako autorki, lecz pozwala im zbierać laury i pochwały oraz zyski. Wystawy odniosły gigantyczny sukces, potwierdzając tezę że znikoma ilość nowojorskich wystaw jest poświęconych twórczości kobiet. Lecz z czasem owi pseudo-wykonawcy zamiast wykorzystywać daną im iskrę i szansę zaistnienia w świecie sztuki, do którego aspirowali, sami się niszczą. Nie potrafią samodzielnie stworzyć niczego porównywalnego do dzieł samej Burden. Stawiają sobie ją za wytyczną, co ich niszczy. Sami swoją krytyką zaniżają własną wartość, a ta przerzuca się na ich codzienność niszcząc stopniowo umysły, styl, formę. Degradując ich tożsamość spychają sami siebie w otchłań i nicość. I, jak się okazuje, tylko przy kobiecie, przy Harriet umieli być artystami z głowami pełnymi pomysłów. Ta powieść to obraz osoby-kobiety-artystki-żony-matki, która po latach zostaje sama w pracowni wypełnionej rzeczami i materiałami i która w swoim świecie odnajduje siłę. Starsza pani, gruba, ale jakże pełna i bogata wewnętrznie. Wspomina lata poznania swoich "przykrywkowych" artystów, wspomina ich osoby i to, co od nich dostała. Filozofuje, rozkłada sztukę na czynniki pierwsze, potrafi tak patrzeć na dzieło jak nikt inny. To obraz jej śmierci - jakże piękny. czytałam i czułam, że to siedzę koło jej łóżka, nachylam się do jej twarzy, szepczę coś do ucha i razem chichoczemy. Ona słaba już w agonii patrzy na mnie i z uśmiechem odchodzi.
Moje pytanie brzmi: dlaczego książka z tak innowacyjnie i pomysłowo poprowadzoną fabułą nie otrzymała nagrody Bookera? Autorka publikacji "Świat w płomieniach" dokonała rzeczy niezwykle trudnej, bowiem przedstawiła nam historię losów pewnej kobiety z bardzo wielu różnych perspektyw. Posłużyła się przy tym relacjami, wywiadami oraz notatkami jej poszczególnych bohaterów. Zrobiła to według mnie w świetny sposób. Było to napewno zadanie karkołomne i wymagające znacznie większego twórczego zaangażowania niż podczas tworzenia powieści o fabule poprowadzonej w sposób "tradycyjny".
(...)Uważam to za małe mistrzostwo w jej wykonaniu. Ponadto wszystko tworzy spójną, logiczną całość bez żadnych niedomówień. To książka nadwyraz dojrzała, przemyślana, stylowo i językowo w pewien sposób niedościgniona. Nie czyta się jej łatwo, bo to nie jest ot taka zwykła powieść napisana dla mas. Tematycznie różnież raczej ambitna. Traktuje o kobiecie-artystce mimo wszystko, w pewnym także sensie eksperymentatorce, Harriet Burden. Harriet jest wdową po wpływowym i doskonale znanym, a także cenionym w kręgach sztuki człowieku. Od zawsze parała się artyzmem, ale bez większych sukcesów. Czuła się niedoceniana, żeby nie powiedzieć ignorowana przez to środowisko. W pewnym momencie swego życia dochodzi do wniosku, że dzieje się tak tylko i wyłącznie przez to, że jest kobietą. Uważa, że to ją dyskryminuje wśród twórców, którzy niemalże w 99% procentach są przeciwnej płci. Dlatego też decyduje się na pewną małą mistyfikację. Stwarza dzieła, które wystawia w galeriach posługując się osobami trzecimi. Okazuje się wówczas, że pod tym misternym "przykryciem" zaczyna odnosić swego rodzaju "sukces", co zdaje się w sposób jednoznaczny potwierdzać jej tezę dotyczącą dyskryminacji płciowej. Jednak to tylko jedna ze stron tego medalu. Gdy Burden oznajmia światu, że dzieła te są wyłącznie jej autorstwa ten świat dopiero wtedy naprawdę staje w płomieniach. Jaki jest finał jej eksperymentu? Napewno nieco zaskakujący, lekko wstrząsający i przykry. Okazuje się, że w świecie sztuki nie ma żadnych sentymentów. Jest on nieobliczalny, brutalny i pełen kłamstw oraz obłudy. Mimo ogromnego wysiłku i skupienia jakie trzeba włożyć w jej przeczytanie wszystkich zachęcam do tej z całą pewnością niełatwej, ale bardzo interesującej pod wieloma względami lektury. Myślę, że warto poświęcić jej nieco uwagi.
Powieść, a w zasadzie wypada powiedzieć dzieło, zupełnie wyjątkowe i wielowarstwowe. Opowieść o artystce, która wpada na pomysł aby jej prace firmowali inni artyści - mężczyźni. Harry czuje się niedoceniana, pomijana, niezauważona w świecie amerykańskiego świata artystycznego. Po śmierci swojego męża i przejściu przez depresyjny okres żałoby, postanawia zakpić z krytyków oceniających jej zadaniem nie dzieło, ale ją jako kobietę.
(...)Umniejszających jej dokonania jako twórczyni. Sam pomysł wydaje się zabawny, ale problem zaczyna się, gdy jeden z twórców, po ujawnieniu przez Harriet, że to ona jest autorką wystawy, wszystkiemu zaprzecza. Wkrótce po tym ginie w nie do końca jasnych okolicznościach. Sam pomysł na tak poprowadzoną historię wydaje się prosty, ale sposób w jaki prowadzi czytelnika Siri Hustvedt jest dużo głębszy i rozleglejszy. Otrzymujemy zbiór relacji osnutych na powyższych wydarzeniach. Są to opowieści rodziny, głosy krytyków, przyjaciół i wrogów Harriet, a także samej artystki, która mówi do nas ze stron swoich dzienników. I właśnie sposób jej mówienia to prawdziwy majstersztyk. Pełno tu odnośników do historii sztuki, filozofii, poezji, polityki, poprawności politycznej i feminizmu, współczesnej sztuki i życia nowojorskiej bohemy artystycznej. Autorka prowadzi z czytelnikami grę i sprytnie wciąga go nie tyle w całą intrygę, co każe mu się zastanowić nad pytaniami, zadawanymi przez bohaterkę. Opowieść wielowarstwowa, pokazująca wiele różnych socjologicznych i psychologicznych zależności, w których wyjściową jest zależność autorki dzieł i trzech artystów - mężczyzn, którzy się pod nimi podpisują. Powtórzę za jedną z recenzji, że to prawdziwa skarbnica cytatów i że należy czytać tę książkę powoli.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.0 (2024-10-16)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Ale po kolei.
Sięgnęłam po tą powieść jakoś z odruchy, oglądam obwolutę, czytam okładkę i widzę, że autorką jest nie kto inny jak żona mojego wspaniałego pisarza Paula Austera (p. Siri). I to już było haczykiem na mnie, który potem mnie już trzymał co końca, by przy ostatniej stronie powieści zawiesić kilka centymetrów nad ziemią. W zadumie. W smutku jakimś nieokreślonym. W ciszy...
Harriet Burden, (...) bohaterka tej powieści, całe życie była żoną swego męża, bogatego człowieka, marszanda, znawcy sztuki i dzieł wszelakich. I nagle zostaje wdową. Sama, otulona kokonem tęsknoty i żałoby postanawia - jako artystka, praktykująca od lat, zawsze tworząca - stworzyć jego postaci. Małe, duże manekiny, które osadza na różnego typu instalacjach, a te nawet ogrzewają sylwetki pseudo-męża. I nagle jego osoba jest wszędzie. Na kanapie, na stole, na półce. Ogrzane korpusy, do których można się przytulić i poczuć...bliskość. Coś na miarę synonimu osoby, której nie ma, a która odeszła za wcześnie...
Dzieci, dorosłe, racjonalne, czasem zimne w obyciu, negują zachowanie matki uznając ją za dziwaczkę, za outsiderkę, lecz niebywałe jest to, że zarówno wnuczka jak i obcy przewijający się przez dom Harriet są zachwyceni tymi instalacjami. Wnuczka przytula się się do dziadka, gada do niego, a sama Harriet dzięki nim nie czuje się już samotna. Odzyskuje wigor, choć w głowie kłębi się jej wiele zdań, analiz, wspomnień. Wraca życie, które z każdym dniem mija przechodząc do przeszłości.
I trzy przygotowane przez siebie instalacje Harriet – za zgodą trzech młodych, nieznanych wcześniej artystów mężczyzn – jako ich dzieła. Nie odsłania siebie jako autorki, lecz pozwala im zbierać laury i pochwały oraz zyski. Wystawy odniosły gigantyczny sukces, potwierdzając tezę że znikoma ilość nowojorskich wystaw jest poświęconych twórczości kobiet.
Lecz z czasem owi pseudo-wykonawcy zamiast wykorzystywać daną im iskrę i szansę zaistnienia w świecie sztuki, do którego aspirowali, sami się niszczą. Nie potrafią samodzielnie stworzyć niczego porównywalnego do dzieł samej Burden. Stawiają sobie ją za wytyczną, co ich niszczy. Sami swoją krytyką zaniżają własną wartość, a ta przerzuca się na ich codzienność niszcząc stopniowo umysły, styl, formę. Degradując ich tożsamość spychają sami siebie w otchłań i nicość. I, jak się okazuje, tylko przy kobiecie, przy Harriet umieli być artystami z głowami pełnymi pomysłów.
Ta powieść to obraz osoby-kobiety-artystki-żony-matki, która po latach zostaje sama w pracowni wypełnionej rzeczami i materiałami i która w swoim świecie odnajduje siłę. Starsza pani, gruba, ale jakże pełna i bogata wewnętrznie. Wspomina lata poznania swoich "przykrywkowych" artystów, wspomina ich osoby i to, co od nich dostała. Filozofuje, rozkłada sztukę na czynniki pierwsze, potrafi tak patrzeć na dzieło jak nikt inny.
To obraz jej śmierci - jakże piękny. czytałam i czułam, że to siedzę koło jej łóżka, nachylam się do jej twarzy, szepczę coś do ucha i razem chichoczemy. Ona słaba już w agonii patrzy na mnie i z uśmiechem odchodzi.
Autorka publikacji "Świat w płomieniach" dokonała rzeczy niezwykle trudnej, bowiem przedstawiła nam historię losów pewnej kobiety z bardzo wielu różnych perspektyw. Posłużyła się przy tym relacjami, wywiadami oraz notatkami jej poszczególnych bohaterów. Zrobiła to według mnie w świetny sposób. Było to napewno zadanie karkołomne i wymagające znacznie większego twórczego zaangażowania niż podczas tworzenia powieści o fabule poprowadzonej w sposób "tradycyjny". (...) Uważam to za małe mistrzostwo w jej wykonaniu. Ponadto wszystko tworzy spójną, logiczną całość bez żadnych niedomówień. To książka nadwyraz dojrzała, przemyślana, stylowo i językowo w pewien sposób niedościgniona. Nie czyta się jej łatwo, bo to nie jest ot taka zwykła powieść napisana dla mas. Tematycznie różnież raczej ambitna.
Traktuje o kobiecie-artystce mimo wszystko, w pewnym także sensie eksperymentatorce, Harriet Burden. Harriet jest wdową po wpływowym i doskonale znanym, a także cenionym w kręgach sztuki człowieku. Od zawsze parała się artyzmem, ale bez większych sukcesów. Czuła się niedoceniana, żeby nie powiedzieć ignorowana przez to środowisko. W pewnym momencie swego życia dochodzi do wniosku, że dzieje się tak tylko i wyłącznie przez to, że jest kobietą. Uważa, że to ją dyskryminuje wśród twórców, którzy niemalże w 99% procentach są przeciwnej płci. Dlatego też decyduje się na pewną małą mistyfikację. Stwarza dzieła, które wystawia w galeriach posługując się osobami trzecimi. Okazuje się wówczas, że pod tym misternym "przykryciem" zaczyna odnosić swego rodzaju "sukces", co zdaje się w sposób jednoznaczny potwierdzać jej tezę dotyczącą dyskryminacji płciowej. Jednak to tylko jedna ze stron tego medalu. Gdy Burden oznajmia światu, że dzieła te są wyłącznie jej autorstwa ten świat dopiero wtedy naprawdę staje w płomieniach. Jaki jest finał jej eksperymentu? Napewno nieco zaskakujący, lekko wstrząsający i przykry. Okazuje się, że w świecie sztuki nie ma żadnych sentymentów. Jest on nieobliczalny, brutalny i pełen kłamstw oraz obłudy.
Mimo ogromnego wysiłku i skupienia jakie trzeba włożyć w jej przeczytanie wszystkich zachęcam do tej z całą pewnością niełatwej, ale bardzo interesującej pod wieloma względami lektury. Myślę, że warto poświęcić jej nieco uwagi.
Sam pomysł na tak poprowadzoną historię wydaje się prosty, ale sposób w jaki prowadzi czytelnika Siri Hustvedt jest dużo głębszy i rozleglejszy. Otrzymujemy zbiór relacji osnutych na powyższych wydarzeniach. Są to opowieści rodziny, głosy krytyków, przyjaciół i wrogów Harriet, a także samej artystki, która mówi do nas ze stron swoich dzienników. I właśnie sposób jej mówienia to prawdziwy majstersztyk. Pełno tu odnośników do historii sztuki, filozofii, poezji, polityki, poprawności politycznej i feminizmu, współczesnej sztuki i życia nowojorskiej bohemy artystycznej. Autorka prowadzi z czytelnikami grę i sprytnie wciąga go nie tyle w całą intrygę, co każe mu się zastanowić nad pytaniami, zadawanymi przez bohaterkę. Opowieść wielowarstwowa, pokazująca wiele różnych socjologicznych i psychologicznych zależności, w których wyjściową jest zależność autorki dzieł i trzech artystów - mężczyzn, którzy się pod nimi podpisują.
Powtórzę za jedną z recenzji, że to prawdziwa skarbnica cytatów i że należy czytać tę książkę powoli.