Pierwszy tom serii o komisarzu Deryle - "Grzech" - zrobił na mnie na tyle dobre wrażenie, a jednocześnie pozostawił mnie z taką ilością pytań i nierostrzygniętych wątków, że musiałam jak najszybciej sięgnąć po kolejną część. I tak, mając jeszcze zupełnie na świeżo wydarzenia z akcji przeprowadzonej przez policję w Wigilię, zabrałam się za lekturę.
Czy "Ofiara" pobiła swoją poprzedniczkę? Moim zdaniem tak. "Grzech" opierał się na najprostszych schematach znanym nam z kryminałów.
(...)
Ktoś brutalnie zabija kobiety w Lublinie, a policja musi jak najszybciej dowiedzieć się, kim jest podejrzany i go pojmać. Zakończenie książki nie jest jednak zakończeniem sprawy. I bardzo mi się to podoba, bo zaczytując się ostatnio w serii o Chyłce Mroza, czy tej o Lipowie Kasi można w pewnym momencie pogubić się w ilości morderców, ich ofiar i motywów. Tutaj autor skupił się na jednym (no właśnie - jednym?) mordercy.
W "Ofierze" nie musimy już zgadywać, kim może być Cztery Iks, bo znamy jego tożsamość. W tym tomie jednak próbujemy bliżej poznać jego motywacje, a słowem, które mogłoby najlepiej opisywać nasze wraz z policją dążenie do prawdy jest manipulacja prawdą. Bo w wielu momentach można poczuć się naprawdę niekomfortowo. Żadna z informacji do rozwiązania zagadki mordercy nie jest tu podana na tacy, a musi być wyrwana wręcz siłą z gardła prawdy. A i tak nie jest do końca wiadomym, czy ta prawda jest...prawdą, czy aby nie blefem. Intrygujące?
Więcej w tej książce również samego komisarza. Lepiej poznajemy tę postać i już bardziej niż w pierwszym tomie jawi się ona jako facet z krwi i kości. Nie zwróciłam na to uwagi w poprzednim tomie, ale wartym podkreślenia jest faktem, że autor nie stara się tutaj nigdzie na siłę wepchnąć taniego romansu, a jego główny bohater to dojrzały facet z dobrą żoną i dorosłą już córką - żadnych dram z gatunku tych chyłkowo-zordonowych.
Oczywiście, książka ma swoje wady. Momentami trochę za bardzo jest sensacyjna, co koniecznie mi odpowiada, bo zdecydowanie bardziej wolę subtelne kryminały z naciskiem na psychologię postaci, aniżeli na fajerwerki i helikoptery latające nad miastem.
Jestem bardzo zadowolona z lektury. Nie jest to naturalnie dzieło wybitne, ale moim zdaniem Max Czornyj jest autorem, którego absolutnie należy mieć na oku, bo pokazuje się póki co z bardzo dobrej strony.
Polecam!
Max Czornyj wbił się na rynek wydawniczy z wielkim hukiem, za sprawą kryminalnego pocisku jakim okazała się jego debiutancka powieść „Grzech”. Wśród czytelników zdania były jak zawsze podzielone na pozytywne i negatywne. No cóż...jak to mówią wszystkim się dogodzić nie da!
Tym razem autor prezentuje nam kolejną odsłonę zmagań Komisarza Deryło w swej najnowszej powieści pt. „Ofiara”.
Czy drugi tom przekuł me serce i stałam się ofiarą Czornyja?
(...)
A może wydźwięk pierwszej części rozszedł się jedynie echem i pustką?
O tym jaka jest prawda, dowiecie się za chwilę.
Serię okrutnych zabójstw dokonanych w Lublinie przed Bożym Narodzeniem przerwała policyjna obława.
Nie na długo.
W mieście prawdopodobnie pojawił się naśladowca. Równie przebiegły i sadystyczny.
Nikt nie chce dopuścić do siebie myśli, że zabójca pozostał na wolności.
Porwana zostaje kolejna kobieta. Sprawca najwyraźniej chce wciągnąć do swojej upiornej rozgrywki Eryka Deryłę. Impulsywny komisarz nie waha się podjąć wyzwania. Jednocześnie musi jednak zadbać o bezpieczeństwo własnej rodziny. I to bez względu na koszty.
Uwikłany w makabryczną grę i zagrożony dyscyplinarną zsyłką stara się uprzedzić seryjnego mordercę.
Co jest rzeczywistością, a co jedynie makabryczną scenerią?
Deryło musi zrozumieć zasady, które kierują zbrodniarzem.
Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę?
„Ofiara” czyta się przede wszystkim szybko, nawet bym powiedziała, że za szybko. Czarcie sztuczki, które autor stosuje przy doborze słownictwa, budowie zdań i rozdziałów, a także specyficzna manipulacja czytelnikiem jaką, z premedytacja uprawia Max Czornyj, doprowadza do tego, że powieść czyta się właściwie sama.
Zauważyłam ten sam schemat już przy pierwszej części i z pewnością jest to dla mnie znak, że autor posiada niebagatelną umiejętność perswazji i choćby czasem coś się nie zgrywało – to jednak od lektury nie można się oderwać, co więcej sprawia ona czytającemu niesamowitą przyjemność, przynosi ogrom emocji i przenosi człowieka w wir zdarzeń tak sprawnie, że nie raz i nie dwa odczuwa szybsze bicie serca i dreszcz strachu na własnym karku.
Ot, zwyczajnie, człowiek wsiąka i przepada...na amen!
Mając w rękach prawdziwy fabularny rollercoaster zakończony po każdym rozdziale znakomicie wykreowanym cliffhanger’em, nie ma opcji odłożenia książki przed dotarciem do ostatniej strony.
A zakończenie...cóż! Ono pozostawi Was w jeszcze większej niewiedzy niż byliście na początku. Autor nie ma litości i nie daje odpowiedzi na żadne pytania, które stawiamy sobie po drodze, przemierzając wraz z komisarzem Deryło zaśnieżone ulice Lublina.
„Ofiara” jest bardziej dopracowana niż „Grzech”, i to pod wieloma względami. Chociaż tych dwóch wątków, które nie dają mi spokoju od pierwszego tomu, autor nadal nie wyjaśnił, a wręcz odniosłam wrażenie, że oba zleciały wprost do czeluści zapomnienia…(patrz: → recenzja "Grzech").
Mimo to, była to fascynująca lektura, autor choć posiada niemałe umiejętności językowe rozkręcił się jeszcze bardziej i jakby nieco dojrzał. Z brutalnością i bez ogródek wprowadza nas do świata psychopaty, który nie pozostaje w fazie uśpienia ani przez moment.
Poznajemy jego oblicze już nie tylko za sprawą jego czynów, ale również jesteśmy wstanie chwilowo zajrzeć do jego psychiki. Daje to nam niesamowicie wysoki współczynnik odczuwania bliskiej obecności mordercy, niemalże czujemy jego oddech na własnej szyi.
Akcja jak wspomniałam toczy się szybko, autor nie pozwala nam odpocząć i dobrze. Przecież w dobrym kryminale o to właśnie chodzi – o emocje, akcję, prędkość i pobudzanie apetytu na więcej. Max Czornyj polewa nas wrzątkiem, przywiązuje łańcuchem, wbija nam co i raz ostre szpikulce, które choć bolesne i krwawe, nie pozwalają wydostać się z niewoli. Czytelnik staje się „Ofiarą” Czornyja.
„Ofiara” to gra z czasem, z emocjami, a przede wszystkim z mordercą – psychopatą, który jeśli wierzy się w istnienie Dobra i Zła, jest ludzkim wcieleniem szatana. Cztery Iks dzierży w swych dłoniach nie tylko życie swoich ofiar, ale również rozdaje karty śledczym prowadzącym jego sprawę, nie pozostaje też obojętny wobec czytelnika.
Nie raz i nie dwa odnosiłam wrażenie, że spoziera na mnie wprost z kart powieści. To osobliwe odczucie, jakie rzadko kiedy zdarza mi się przeżywać podczas lektury, z tego gatunku literackiego.
Nadal nie wiem kto jest Cztery Iksem!? I to doprowadza mnie do szału!
Obstawiałam już różne postaci, ale najpewniej okaże się na końcu serii, że to osoba, po której się nie spodziewałam takiej patologii i takiego wewnętrznego zepsucia.
Maź Czornyj choć wzbudza kontrowersyjne opinie o swoich książkach, moim skromnym zdaniem wywróci jeszcze nie raz świat kryminału do góry nogami. Jako autor jest nieprzewidywalny, zaskakujący, a pióro ma zdecydowanie brutalnie wysublimowane, potrafi posługiwać się inteligencją emocjonalną czytelnika, świetnie też sobie radzi z zarządzaniem umysłem odbiorcy – czym przyciąga szerokie grono osób lubiących mocną dawkę adrenaliny!
Każdy, kto zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek posiada drugą mroczną stronę swego jestestwa – odnajdzie w tej lekturze, prawdziwą gratkę. Jest to jednocześnie przerażające, ale i fascynujące.
Jedno jest pewne – wyjdziecie ze świata Czornyja – tylko wtedy, kiedy Cztery Iks Wam na to pozwoli!
„Grzech” i „Ofiara” to dwie w pełni komplementarne części, więc raczej radzę sięgnąć najpierw po pierwszą, a potem po drugą, tym bardziej, że czytanie „Ofiary” bez znajomości zdarzeń z „Grzechu” - mija się z celem i nie sprawi Wam takiej przyjemności.
A następnie „zawieszeni na klifie” wraz ze mną oczekujcie, trzeciej części pt. „Pokuta”, która ukaże się wedle zapowiedzi już na jesień.
Czy "Ofiara" pobiła swoją poprzedniczkę? Moim zdaniem tak. "Grzech" opierał się na najprostszych schematach znanym nam z kryminałów. (...) Ktoś brutalnie zabija kobiety w Lublinie, a policja musi jak najszybciej dowiedzieć się, kim jest podejrzany i go pojmać. Zakończenie książki nie jest jednak zakończeniem sprawy. I bardzo mi się to podoba, bo zaczytując się ostatnio w serii o Chyłce Mroza, czy tej o Lipowie Kasi można w pewnym momencie pogubić się w ilości morderców, ich ofiar i motywów. Tutaj autor skupił się na jednym (no właśnie - jednym?) mordercy.
W "Ofierze" nie musimy już zgadywać, kim może być Cztery Iks, bo znamy jego tożsamość. W tym tomie jednak próbujemy bliżej poznać jego motywacje, a słowem, które mogłoby najlepiej opisywać nasze wraz z policją dążenie do prawdy jest manipulacja prawdą. Bo w wielu momentach można poczuć się naprawdę niekomfortowo. Żadna z informacji do rozwiązania zagadki mordercy nie jest tu podana na tacy, a musi być wyrwana wręcz siłą z gardła prawdy. A i tak nie jest do końca wiadomym, czy ta prawda jest...prawdą, czy aby nie blefem. Intrygujące?
Więcej w tej książce również samego komisarza. Lepiej poznajemy tę postać i już bardziej niż w pierwszym tomie jawi się ona jako facet z krwi i kości. Nie zwróciłam na to uwagi w poprzednim tomie, ale wartym podkreślenia jest faktem, że autor nie stara się tutaj nigdzie na siłę wepchnąć taniego romansu, a jego główny bohater to dojrzały facet z dobrą żoną i dorosłą już córką - żadnych dram z gatunku tych chyłkowo-zordonowych.
Oczywiście, książka ma swoje wady. Momentami trochę za bardzo jest sensacyjna, co koniecznie mi odpowiada, bo zdecydowanie bardziej wolę subtelne kryminały z naciskiem na psychologię postaci, aniżeli na fajerwerki i helikoptery latające nad miastem.
Jestem bardzo zadowolona z lektury. Nie jest to naturalnie dzieło wybitne, ale moim zdaniem Max Czornyj jest autorem, którego absolutnie należy mieć na oku, bo pokazuje się póki co z bardzo dobrej strony.
Polecam!
Tym razem autor prezentuje nam kolejną odsłonę zmagań Komisarza Deryło w swej najnowszej powieści pt. „Ofiara”.
Czy drugi tom przekuł me serce i stałam się ofiarą Czornyja? (...)
A może wydźwięk pierwszej części rozszedł się jedynie echem i pustką?
O tym jaka jest prawda, dowiecie się za chwilę.
Serię okrutnych zabójstw dokonanych w Lublinie przed Bożym Narodzeniem przerwała policyjna obława.
Nie na długo.
W mieście prawdopodobnie pojawił się naśladowca. Równie przebiegły i sadystyczny.
Nikt nie chce dopuścić do siebie myśli, że zabójca pozostał na wolności.
Porwana zostaje kolejna kobieta. Sprawca najwyraźniej chce wciągnąć do swojej upiornej rozgrywki Eryka Deryłę. Impulsywny komisarz nie waha się podjąć wyzwania. Jednocześnie musi jednak zadbać o bezpieczeństwo własnej rodziny. I to bez względu na koszty.
Uwikłany w makabryczną grę i zagrożony dyscyplinarną zsyłką stara się uprzedzić seryjnego mordercę.
Co jest rzeczywistością, a co jedynie makabryczną scenerią?
Deryło musi zrozumieć zasady, które kierują zbrodniarzem.
Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę?
„Ofiara” czyta się przede wszystkim szybko, nawet bym powiedziała, że za szybko. Czarcie sztuczki, które autor stosuje przy doborze słownictwa, budowie zdań i rozdziałów, a także specyficzna manipulacja czytelnikiem jaką, z premedytacja uprawia Max Czornyj, doprowadza do tego, że powieść czyta się właściwie sama.
Zauważyłam ten sam schemat już przy pierwszej części i z pewnością jest to dla mnie znak, że autor posiada niebagatelną umiejętność perswazji i choćby czasem coś się nie zgrywało – to jednak od lektury nie można się oderwać, co więcej sprawia ona czytającemu niesamowitą przyjemność, przynosi ogrom emocji i przenosi człowieka w wir zdarzeń tak sprawnie, że nie raz i nie dwa odczuwa szybsze bicie serca i dreszcz strachu na własnym karku.
Ot, zwyczajnie, człowiek wsiąka i przepada...na amen!
Mając w rękach prawdziwy fabularny rollercoaster zakończony po każdym rozdziale znakomicie wykreowanym cliffhanger’em, nie ma opcji odłożenia książki przed dotarciem do ostatniej strony.
A zakończenie...cóż! Ono pozostawi Was w jeszcze większej niewiedzy niż byliście na początku. Autor nie ma litości i nie daje odpowiedzi na żadne pytania, które stawiamy sobie po drodze, przemierzając wraz z komisarzem Deryło zaśnieżone ulice Lublina.
„Ofiara” jest bardziej dopracowana niż „Grzech”, i to pod wieloma względami. Chociaż tych dwóch wątków, które nie dają mi spokoju od pierwszego tomu, autor nadal nie wyjaśnił, a wręcz odniosłam wrażenie, że oba zleciały wprost do czeluści zapomnienia…(patrz: → recenzja "Grzech").
Mimo to, była to fascynująca lektura, autor choć posiada niemałe umiejętności językowe rozkręcił się jeszcze bardziej i jakby nieco dojrzał. Z brutalnością i bez ogródek wprowadza nas do świata psychopaty, który nie pozostaje w fazie uśpienia ani przez moment.
Poznajemy jego oblicze już nie tylko za sprawą jego czynów, ale również jesteśmy wstanie chwilowo zajrzeć do jego psychiki. Daje to nam niesamowicie wysoki współczynnik odczuwania bliskiej obecności mordercy, niemalże czujemy jego oddech na własnej szyi.
Akcja jak wspomniałam toczy się szybko, autor nie pozwala nam odpocząć i dobrze. Przecież w dobrym kryminale o to właśnie chodzi – o emocje, akcję, prędkość i pobudzanie apetytu na więcej. Max Czornyj polewa nas wrzątkiem, przywiązuje łańcuchem, wbija nam co i raz ostre szpikulce, które choć bolesne i krwawe, nie pozwalają wydostać się z niewoli. Czytelnik staje się „Ofiarą” Czornyja.
„Ofiara” to gra z czasem, z emocjami, a przede wszystkim z mordercą – psychopatą, który jeśli wierzy się w istnienie Dobra i Zła, jest ludzkim wcieleniem szatana. Cztery Iks dzierży w swych dłoniach nie tylko życie swoich ofiar, ale również rozdaje karty śledczym prowadzącym jego sprawę, nie pozostaje też obojętny wobec czytelnika.
Nie raz i nie dwa odnosiłam wrażenie, że spoziera na mnie wprost z kart powieści. To osobliwe odczucie, jakie rzadko kiedy zdarza mi się przeżywać podczas lektury, z tego gatunku literackiego.
Nadal nie wiem kto jest Cztery Iksem!? I to doprowadza mnie do szału!
Obstawiałam już różne postaci, ale najpewniej okaże się na końcu serii, że to osoba, po której się nie spodziewałam takiej patologii i takiego wewnętrznego zepsucia.
Maź Czornyj choć wzbudza kontrowersyjne opinie o swoich książkach, moim skromnym zdaniem wywróci jeszcze nie raz świat kryminału do góry nogami. Jako autor jest nieprzewidywalny, zaskakujący, a pióro ma zdecydowanie brutalnie wysublimowane, potrafi posługiwać się inteligencją emocjonalną czytelnika, świetnie też sobie radzi z zarządzaniem umysłem odbiorcy – czym przyciąga szerokie grono osób lubiących mocną dawkę adrenaliny!
Każdy, kto zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek posiada drugą mroczną stronę swego jestestwa – odnajdzie w tej lekturze, prawdziwą gratkę. Jest to jednocześnie przerażające, ale i fascynujące.
Jedno jest pewne – wyjdziecie ze świata Czornyja – tylko wtedy, kiedy Cztery Iks Wam na to pozwoli!
„Grzech” i „Ofiara” to dwie w pełni komplementarne części, więc raczej radzę sięgnąć najpierw po pierwszą, a potem po drugą, tym bardziej, że czytanie „Ofiary” bez znajomości zdarzeń z „Grzechu” - mija się z celem i nie sprawi Wam takiej przyjemności.
A następnie „zawieszeni na klifie” wraz ze mną oczekujcie, trzeciej części pt. „Pokuta”, która ukaże się wedle zapowiedzi już na jesień.